Rynek szkoleń rozkwita, a wraz z nim Level Up Business – firma szkoleniowa, którą założyła Anna Krupińska. Gdzie można najczęściej spotkać Annę? Oczywiście na sali szkoleniowej. Tam czuje się jak ryba w wodzie, bo to jej naturalne środowisko. Jak z marzeń stworzyć biznes? Co to znaczy być profesjonalnym i dlaczego pracodawcy mają problemy z pracownikami? Między innymi o tym rozmawiamy z Anną Krupińską.
RynekPro: Co to znaczy być profesjonalnym?
Anna Krupińska: Być profesjonalnym to być zaangażowanym. Całym sercem. Nie ma innej możliwości. Profesjonalista ma misję. Pracuje nie tylko po to, aby zarabiać, ale przede wszystkim po to, aby pomagać innym. To oczywiście nie jest proste. Oznacza zwykle wielki wysiłek, intensywną pracę, rezygnację z przyjemności, nieprzespane noce. Wszystko po to, aby wciąż się rozwijać i zdobywać kolejne doświadczenia. Profesjonalista nigdy nie spoczywa na laurach, bo wie, że może być jeszcze lepszy. Wciąż się uczy i nie dopuszcza do tego, aby rutyna zniszczyła jego zapał.
Warto się tak poświęcać?
Oczywiście, że warto. Trzeba jednak pamiętać, że ludzi uważa się za profesjonalistów nie dlatego, że sami tak o sobie mówią, ale dlatego, że tak mówią o nich inni.
Tylko, żeby inni zaczęli mówić dobrze, trzeba się postarać. A ludzie są dziś niecierpliwi. Chcą mieć wszystko tu i teraz?
Też tak myślę. Dlatego tak wiele biznesów się kończy, zanim na dobre się zacznie. Tworzenie biznesu i swojej własnej marki to proces oraz budowanie relacji z klientami i partnerami biznesowymi. Tego nie da się zrobić w miesiąc. Rekomendacja to bardzo cenna rzecz. Przynosi znacznie więcej korzyści niż marketing czy reklama. Ale na to trzeba zapracować. Tym sposobem dochodzimy do sedna – warto być profesjonalnym, bo tylko takie biznesy rekomendują klienci.
Spotyka się Pani z przedsiębiorcami z całej Polski. Jak na ich tle wyglądają właściciele suwalskich firm? Czy jest coś, czego brakuje lokalnym przedsiębiorcom w Suwałkach?
Brakuje im wiary. Wiary w to, że mogą osiągnąć sukces. Jeśli stworzą świetny zespół i zainwestują w jego rozwój, mają szansę na zbudowanie wspaniałego biznesu.
A czy nie jest trochę tak, że teraz panuje swego rodzaju moda na własny biznes?
Faktycznie, nawet teraz, w trudnych czasach dla biznesu, wciąż powstają kolejne firmy. Jeśli ktoś poza budżetem i dobrym pomysłem ma również predyspozycje, wiedzę, odwagę i samodyscyplinę, ma szansę na sukces. Na swoich szkoleniach podkreślam jednak, że nie każdy musi prowadzić własną działalność.
Można doskonale realizować się zawodowo pracując dla kogoś. I tu właśnie pojawia się rola przedsiębiorców. Jeśli pracodawca inwestuje w rozwój swoich pracowników, daje im poczucie bezpieczeństwa, sprawia, że są dumni z tego, że pracują właśnie w tym miejscu – zyskuje świetnych i zadowolonych pracowników.
No dobrze, ale co musi zrobić pracodawca, aby jego pracownicy chcieli dla niego pracować i rozwijać wraz z nim jego firmę?
Część odpowiedzi jest już w pytaniu. Pracodawca powinien tak kierować zespołem, aby ludzie chcieli dla niego pracować. Chcieli, a nie musieli. Powinien być zaangażowany w pracę zespołu, bo wszyscy grają do jednej bramki. Dobry szef powinien wymagać, ale również doceniać, motywować, słuchać i budować dobre relacje w firmie.
Jeśli lider „siedzi na wozie”, który ciągną jego pracownicy, nie ma szans na zbudowanie zespołu odnoszącego sukcesy. Powinien ten wóz ciągnąć wraz z nimi. Dopóki tego nie zrozumie, będzie miał zawsze problemy z pracownikami.
Pracodawcy mówią o tym, że ciężko o dobrych pracowników. Z czego to wynika? Może po prostu płacą im za mało…
Jak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o… komunikację – nie zawsze o pieniądze. Największym błędem są błędy w komunikacji i brak dobrych relacji. Od tego wszystko się zaczyna. Potem jest tylko gorzej.
Co może być gorszego niż pracownicy, z którymi nie można się dogadać?
Gorsze są skutki tego niedogadania. Właśnie dlatego, że szefowie nie komunikują się skutecznie z pracownikami, oni nieefektywnie wykorzystują swój czas pracy. I bywa to bardzo kosztowne dla firmy. Niewykonane zadania kumulują się i w konsekwencji pracownicy muszą zostawać „po godzinach”. Skutki? Pracownik jest zmęczony i niezadowolony, bo nie ma czasu dla rodziny, czasu na odpoczynek. Frustracja rodzi niechęć do pracy. Brakuje równowagi. I koło się zamyka.
Z czego wynika ta nieefektywność pracowników? Czy naprawdę chodzi tylko o komunikację?
Odpowiedź jest banalna. Pracownicy nie potrafią zaplanować swojego czasu pracy. Nie wiedzą, co jest ważne, a co nie. Nie mają wyznaczonych priorytetów i celów. Marnują czas na pogaduszki, kolejne rozmowy przy kawie, a przerwy na papierosa przedłużają się w nieskończoność. Badania pokazują, że rozpraszacze wyjmują ludziom z dnia pracy co najmniej 2 godziny. A za to płaci pracodawca. Nic dziwnego, że mu się to nie podoba.
Jak to zmienić? Co zrobić, aby pracownik robił to, co do niego należy, a jednocześnie nie czuł się pod ostrzałem?
Zakazy i nakazy działają na krótką metę. Nikt nie lubi pracy w reżimie. Rozwiązaniem jest wyznaczenie celów zbiorowych i indywidualnych, dobry podział obowiązków, właściwe delegowanie zadań i przede wszystkim właściwa komunikacja. Szefowie często nie zdają sobie sprawy, że pracownicy ich nie rozumieją i odwrotnie. Najprostsze rozwiązania są w zasięgu ręki. Trzeba nauczyć się rozmawiać i słuchać.
Prowadzi Pani szkolenia dla firm o różnej tematyce. Skąd pracodawca ma wiedzieć, które szkolenie będzie dla jego zespołu najlepsze?
Nie musi tego wiedzieć. Najlepiej to sprawdzić. Nigdy nie wybieram szkolenia dla firmy bez wcześniejszej analizy potrzeb. Przed każdym szkoleniem przeprowadzam ankietę lub rozmowę, aby zrozumieć konkretny problem, z którym zmaga się firma. Dzięki temu wiem, co należy poprawić w pracy zespołu. Na początku każdego szkolenia wykonuję z grupą ćwiczenia diagnostyczne – takie, które pokazują możliwości uczestników, jak również braki. Z taką wiedzą mogę wprowadzić konkretne ćwiczenia edukacyjne. Zaczynam najczęściej od ćwiczenia uświadamiającego zespołowi klasyczny problem typu „wiem, że nic nie wiem”. Dalej jest już tylko ciekawiej.
No dobrze. Szkolenie się kończy, a życie firmy toczy się dalej. Skąd wiadomo, że takie szkolenie wniosło poziom komunikacji i organizacji firmy na wyższy poziom?
Wiedza teoretyczna i ćwiczenia nie wystarczą. To dopiero początek drogi do zmiany i praca całego zespołu z szefem włącznie. Efekty przychodzą później. Nigdy nie pozostawiam moich kursantów samym sobie. Można kontaktować się ze mną po zakończonym szkoleniu i sama o to zabiegam.
I kontaktują się? Czy wie Pani co dzieje się po szkoleniu w tych firmach?
Zazwyczaj kontaktują się ze mną, chociaż nie zawsze. Gdy po drugiej stronie jest cisza, sama do nich dzwonię. Jestem autentycznie ciekawa jak im idzie wprowadzanie zmian. Świadomy trener – profesjonalista, chce wiedzieć, jak jego praca wpływa na innych i bada efekty swoich działań. Po każdym szkoleniu kontaktuję się z szefami firm i proszę ich, aby opowiedzieli mi, co zmieniło się u nich na lepsze. Jeśli liderzy w firmach wprowadzają zmiany, które rekomenduję, zaczynają odnosić sukcesy. Są oczywiście uczestnicy, których rozwój na szkoleniu się kończy. Zmiany trzeba naprawdę chcieć.
Wróćmy na chwilę do początków Pani działalności szkoleniowej. Kiedy narodziła się ta pasja?
Gdy byłam młodą dziewczyną, która dopiero zaczynała wkraczać w życie zawodowe, wzięłam udział w szkoleniu Roberta Dziatkowskiego – właściciela Centrum Szkoleniowo-Rozwojowego „Q-Sobie”. Chociaż było to jakieś 10 lat temu, szkolenie okazało się absolutnym przełomem w moim życiu. Uświadomiłam sobie, że pasja musi płynąć w żyłach, a jedynym sposobem na osiągnięcie satysfakcji zawodowej jest samodoskonalenie w dziedzinie, którą się kocha. I najważniejsze – trzeba oferować wsparcie drugiemu człowiekowi.
Zawód trenera rozpoczęła Pani jednak dopiero niedawno.
To prawda. 10 lat temu musiałam wstrzymać spełnianie mojego największego marzenia. Powodem były finanse. Wpadłam w wir obowiązków: studiowałam, pracowałam oraz wychowywałam malutką córeczkę. Później podjęłam pracę w branży finansowej, a następnie w banku. Szkolenia towarzyszyły mi jednak na każdym kroku. Najpierw byłam ich uczestniczką, później również organizatorką. Zajmowałam się głównie tematyką związaną z finansami i sprzedażą. Uczyłam ludzi tego, co sama potrafiłam robić. Wiedziałam jednocześnie, że nie poruszam się w swojej dziedzinie. Nie czułam tego na 100%.
Rok 2020 wraz z falą Covid 19 zweryfikował wszystko. Uznałam, że to jest ten właściwy moment, w którym należy postawić wszystko na jedną kartę. Zdecydowałam, że chcę szkolić profesjonalnie, bo nie wyobrażam sobie bez tego życia. Nie było jednak łatwo, bo mam 4 dzieci i wiele obowiązków, ale… Ukończyłam szkołę trenerów i dziś robię to, co kocham.
Co jest Pani największą przyjemnością w pracy?
Przede wszystkim wiem, że to, czym się zajmuję jest absolutnie zgodne ze mną. Nie robię nic na siłę. W projektowanie szkoleń wkładam całe swoje serce. Całą siebie. Może to zabrzmi banalnie, ale ja po prostu kocham ludzi. Uwielbiam czerpać z ich doświadczeń, wiedzy oraz inspiracji.
Ogromną satysfakcję sprawia mi obserwowanie rozwoju człowieka. Cieszę się, kiedy widzę, że ludzie stawiają kolejny krok do przodu; że pracują, angażują się i spełniają się w tych dziedzinach, których najbardziej pragną i potrzebują. Dopiero niedawno poczułam tak naprawdę, że jestem we właściwym miejscu, we właściwym czasie i wykonuję właściwą pracę. Nie chcę już tego zmieniać.
Przeszła Pani długą drogę do zawodowego spełnienia. A jakie cele zawodowe i prywatne zapisała sobie Pani na ten rok?
Jest ich kilka. Najważniejszy cel na ten rok, to pojechać z dziećmi nad polskie morze. Mam nadzieję, że żadna pandemia mi w tym nie przeszkodzi. Drugim celem to oczywiście rozwój Level Up Business – chcę pomóc wielu firmom poprawić komunikację i organizację w biznesie. Trzeci cel to ambitne przedsięwzięcie – pomoc osobom niepełnosprawnym, które nie poruszają się samodzielnie i które potrzebują rehabilitacji w warunkach domowych.
Mam w sobie potrzebę zrobienia czegoś naprawdę dobrego dla innych, często samotnych i bezbronnych osób. Chcę mieć poczucie, że dobrze wykorzystuję dany mi czas tu na ziemi. Chcę w tym roku żyć na maxa i realizować wszystkie cele na tip-top. W kolejnego Sylwestra chcę powiedzieć sama sobie: „No Anna, dałaś radę! Wycisnęłaś ten rok jak cytrynę”. I tego życzę również Wam i Waszym czytelnikom.
Dziękujemy za rozmowę.