Z wykształcenia psycholog, z pasji fotograf. Uwielbia rozmawiać z ludźmi. Wie, że dobre zdjęcia są efektem dobrych relacji między fotografem, a osobą fotografowaną. Uważa, że dobre zdjęcia wynikają ze wzajemnego zaufania do siebie i do obiektywu oraz ze zrozumienia pragnień i oczekiwań. O życiu w wielkim mieście, o przyjemności porzuconej w kąt i o szczęściu, które niesie fotografia rodzinna opowiada Olga Świerzbin-Sowulewska, właścicielka studia fotograficznego SOWULKA STUDIO
Od jak dawna fotografujesz?
Chciałabym powiedzieć, że fotografuję od dnia, gdy jako nastolatka dostałam na urodziny pierwszy aparat i od razu poczułam pasję, ale tak nie było (uśmiech). Profesjonalnie fotografuję od około sześciu lat. Pierwszy kurs fotografii podstawowej skończyłam na drugim roku studiów psychologicznych. Potem hobbistycznie robiłam zdjęcia koleżankom i rodzinie. To były moje pierwsze kroki z aparatem, które z czasem przerodziły się w coś więcej. Było również tak, że torba z aparatem leżała w kącie, bo byłam pochłonięta nauką.
Z wykształcenia jesteś psychologiem. Dlaczego nie poszłaś tą drogą?
Tak, z wykształcenia jestem psychologiem. Przez długi czas byłam pewna, że to będzie moja droga zawodowa. Wszystko się zmieniło, gdy rozpoczęłam staż kliniczny na mojej uczelni. Spotkałam się z ludzkimi problemami i dramatami. Poczułam ciężar odpowiedzialności za życie ludzi i nie byłam gotowa, aby go w tamtym czasie dźwigać. Zdałam sobie sprawę, że rola psychologa lub psychoterapeuty nie jest dla mnie. Wtedy spojrzałam na aparat, który rzuciłam w kąt. Przypomniałam sobie jak dużo przyjemności sprawiało mi robienie zdjęć.
I poczułaś, że to jest to?
Tak. Niedługo potem zdecydowałam się rozpocząć roczne studium fotograficzne w Akademii Fotografii w Warszawie. Im więcej się uczyłam, im więcej zdjęć robiłam, tym bardziej przekonywałam się, że to właśnie chcę robić. Najpierw sesje ślubne, rodzinne, ciążowe, portretowe, indywidualne – głównie w plenerze między Warszawą a Suwałkami. Prywatne studio w Warszawie było nieosiągalne, dlatego część zdjęć robiłam w mieszkaniu. Jednak nie było to komfortowe ani dla mnie, ani dla moich klientów. W Suwałkach miałam małe studio, które dzieliłam razem z mamą – emerytowaną psycholożką i psychoterapeutką. Dzięki temu mogłam wykonywać również zdjęcia poza sezonem sesji plenerowych. Przez 3 lata kursowałam między Warszawą a Suwałkami, czasami nie rozpakowując w ogóle walizek. Tydzień spędzałam na robieniu zdjęć w Suwałkach, tydzień na obróbce i dodatkowych zdjęciach w Warszawie.
… a w międzyczasie pojawiła się córka…
Tak, pojawienie się Danusi w moim życiu przyniosło prawie roczną przerwę. Mówię „prawie”, bo w międzyczasie, szczególnie latem, robiłam sesje plenerowe w Suwałkach. Z moją małą córeczką w Warszawie czułam się samotnie, nie widziałam dla siebie miejsca w tym mieście. Warszawskie stawki za żłobek były kosmiczne, a ja nie do końca chciałam ją do tego żłobka posyłać. W wielkim mieście jest bardzo trudno przebić się w zawodzie fotografa, jeśli nie dysponuje się dużym budżetem na start. Wynajem studia fotograficznego w Warszawie było dla mnie nieosiągalne, a praca z dzieckiem (bez niani) niemożliwa do wykonania. Dodatkowo tęskniłam za rodziną i chciałam, żeby moja córka wychowywała się blisko babć i dziadków. Zrobiłam bilans zysków i strat – pozostać w Warszawie czy wrócić w rodzinne strony. Wszystko wskazywało na to, że powrót na Suwalszczyznę jest najlepszym rozwiązaniem.
Czy kiedykolwiek żałowałaś tej decyzji?
Absolutnie nie. Chociaż brakuje mi naszych warszawskich kątów i pędu miasta. Lubię Warszawę, mam tam przyjaciół i bardzo lubię tam zaglądać. Jednak mieszkanie na wsi w Filipowie, w otoczeniu znajomych i rodziny jest tym, czego w życiu najbardziej potrzebowałam. Cieszy mnie też praca w Suwałkach, bo mam tu swoje nowe studio fotograficzne i piękne plenery.
Czy fakt, że jesteś z wykształcenia psychologiem, pomaga Ci w kontaktach z klientami?
Pomaga. Kiedyś moja przyjaciółka, zapytała mnie, co wspólnego ma psychologia z fotografią. To było jedno z ważniejszych pytań na mojej zawodowej drodze. Odpowiadając na te pytanie uświadomiłam sobie, że obie dziedziny mają bardzo wiele wspólnego. Zarówno sesja u psychologa, jak i sesja fotograficzna, to intymne spotkanie z drugim człowiekiem; to budowanie zaufania i dobrych relacji.
Do dobrego zdjęcia trzeba otwartości?
Tak, zawsze szukam porozumienia z osobą, która fotografuje. Z fotografowaniem jest tak, że pewne rzeczy robi się już automatycznie: wiem jak ustawić światło, znam funkcje mojego aparatu. Natomiast największym wyzwaniem są zawsze klienci. Zależy mi na tym, aby czuli się u mnie na sesji komfortowo i bezpiecznie. Sesja zdjęciowa dla niektórych osób jest stresująca. Martwią się np. tym, jak wyjdą na zdjęciu. To jest zrozumiałe i normalne. Na sesji zdjęciowej, podobnie jak na tej psychoterapeutycznej, najważniejsza jest relacja z człowiekiem/modelem. Kiedy złapiemy nić porozumienia, jest dużo łatwiej. Dotyczy to zarówno dorosłych, jak i dzieci. Chociaż budowanie relacji z dzieckiem na sesji to obszerny temat, który zasługuje na kolejny wywiad 🙂
Czy to oznacza, że dzieci są najtrudniejszym klientem?
Wręcz przeciwnie! Dzieci są wspaniałe do fotografowania, spontaniczne. Często wystarczy krótka chwila aklimatyzacji, żeby dziecko przyzwyczaiło się do studia, pleneru i do mnie. Nie zbliżam się od razu i nie narzucam się. Staram się, żeby moi mali modele polubili mnie i poczuli się dobrze podczas zdjęć. Dlatego na sesji zmniejszam dystans i przechodzę z dziećmi na „ty”. Jestem wtedy po prostu Olą lub ciocią. Kiedy już trochę się poznamy, pracuje nam się lepiej. Wtedy powstają najlepsze ujęcia.
A jak wygląda praca z dorosłymi ?
Podobnie. Najważniejszą sprawą jest nawiązanie relacji, nici porozumienia. Chciałabym, żeby dorośli również czuli się komfortowo podczas zdjęć. Czasami zdarzy się, że ktoś na wejściu wygląda na zestresowanego lub niezadowolonego. Moja rola polega na tym, żeby takiej osobie pokazać, że nic złego podczas sesji jej nie spotka.
Takimi klientami często są tatusiowie, zaciągnięci na sesję siłą (uśmiech). Nie zawsze mają ochotę na pozowanie, są źli i czują, że jest to zbędne. Cieszy mnie to, że wychodzą z sesji wyluzowani i z poczuciem, że było fajnie.
Mężczyźni nie lubią być fotografowani? Bywają słabym ogniwem sesji zdjęciowej?
Nie powiedziałabym, że słabym. Są natomiast bardziej wymagającymi modelami. Część sesji z mężczyznami zaczyna się od pytania „ile to potrwa?”. Wyjaśniam, że będziemy pracować na tyle sprawnie, na ile się da, ale potrzebuję do tego ich współpracy. Mimo początkowych trudności, zawsze znajduję z moimi klientami wspólny temat – coś, co nas łączy i coś, co rozluźnia atmosferę. Wiem, że pozowanie do zdjęć nie jest łatwe.
Ale chyba nie wszyscy mężczyźni są niechętni do zdjęć?
Jasne, że nie! Mam swoich stałych klientów, którzy bardzo chętnie przychodzą na sesję, mają swoje pomysły, sugestie. Wiedzą jakie ujęcia chcą. Często jest tak, że to właśnie pierwsza sesja jest najbardziej wymagająca. Na kolejnych jest już dużo łatwiej, bo znamy się lepiej i złapaliśmy dobry kontakt.
Lubisz, gdy klienci wychodzą ze swoim pomysłem, ze swoją inicjatywą?
Większość klientów chce po prostu ładne zdjęcia. Są klienci, którzy mają swoje określone potrzeby, np. portfolio biznesowe lub zdjęcia artystyczne. Są też tacy, którzy przychodzą z gotowym pomysłem na zdjęcia. Bardzo lubię takie sesje, bo są dynamiczne i niejednokrotnie nieprzewidywalne. Na początku zawsze ustalam, czy moja wizja pokrywa się z oczekiwaniami klienta. Chcę, aby efekt był satysfakcjonujący dla obu stron. Dlatego pod koniec sesji dopytuję, czy na pewno zrobiliśmy wszystkie ujęcia o jakich klient myślał.
Czy są pomysły, których nie realizujesz? Którym nie jesteś w stanie sprostać?
Raczej nie, ale zdarzają się klienci, którzy przychodzą ze zdjęciami z popularnych magazynów i chcą, aby na zdjęciach był ten sam efekt. W takich zdjęciach najczęściej w grę wchodzi bardzo duży retusz i wiele przeróbek. Oczywiście ja również korzystam z Photoshopa, natomiast staram się, żeby zdjęcia były jak najbardziej autentyczne. Wtedy próbujemy zrobić zdjęcia po prostu w podobnym klimacie.
Jakiego rodzaju sesje zdjęciowe wykonujesz?
Przede wszystkim wykonuję sesje rodzinne, dziecięce, ciążowe, noworodkowe. Wykonuję również sesje biznesowe, ale nie mam tu na myśli sesji „w żakiecie i krawacie”, ale sesje pokazujące miejsce pracy i autentycznych ludzi w pracy. Wykonywałam sesje w hotelach, sesje w obiektach agroturystycznych. Robiąc reportaże, skupiam się na małych uroczystościach rodzinnych, takich jak: komunie, chrzty, urodziny lub inne ważne spotkania w gronie rodziny. Nie wykonuję reportaży ślubno-weselnych, z których zrezygnowałam. Dzięki temu angażuje się na 100% w to, co lubię najbardziej, czyli w fotografię rodzinną.
Dajesz swoim klientom wskazówki, jak powinni się przygotować do sesji?
Tak. Pytanie o stylizację pojawia się zawsze. Dlatego opublikowałam na moim Instagramie serię wpisów tego tematu. Mówię o tym, jak mentalnie należy się przygotować się do sesji i jak przygotować do sesji dzieci.
Na to, czy zdjęcia wyjdą, składa się wiele czynników. Z pewnością jednym z nich jest dobór odpowiedniej stylizacji. Podstawą jest zazwyczaj strój w neutralnych barwach. Przy sesjach rodzinnych doskonale sprawdzają się na przykład białe T-shirty i jeansy dla wszystkich fotografowanych lub po prostu stroje w podobnym stylu i kolorach.
Nie wygląda dobrze, jeśli mama jest w sukni w kwiaty, tata w dresie, a dzieci w bluzkach z postaciami z bajek. To odciąga uwagę od osób fotografowanych. Co innego, jeśli wszyscy są w dresach i klimat zdjęć dopasujemy do ich stylizacji.
Ubrania w ostrych barwach; z napisami; z dużymi barwnymi nadrukami, czy logotypami firm również odciągają uwagę. Chyba że cała rodzina ma tematyczne koszulki z napisami „super tata”, „super mama” – jest to wtedy powiązane z tematyką sesji.
Podczas sesji zdjęciowej – poza strojem – najważniejsze jest dobre nastawienie, luz i uśmiech. I o to również proszę moich klientów.
A co w przypadku niepokornych noworodków lub rozbrykanych małych brzdąców?
Wbrew pozorom sesje z noworodkami są bardzo spokojne, ale trwają o wiele dłużej niż sesje ze starszakami. Najwięcej czasu trwa utulenie maleństwa, nakarmienie, zaspokojenie wszystkich potrzeb. Same zdjęcia zwykle trwają kilka chwil. Inaczej wygląda to ze starszymi dziećmi. Najpierw chwila adaptacji, rozmowa, a potem szybkie 30–40 minut zdjęć. Po tym czasie dzieci już się nudzą, więc takie sesje są krótsze. Nie znaczy jednak, że są mniej owocne. Czasami rodzice stresują się, że dziecko nie chce usiąść albo nie chce pozować. Dlatego zawsze staram się dać im po cichu znać, że to normalne. Przedszkolaki właśnie w taki sposób „pozują”. Trzeba je zachęcić do współpracy i dać troszkę z siebie.
Bardzo lubię, kiedy rodzice współpracują ze mną, robią śmieszne miny, rozśmieszają swoje dzieci, stojąc za mną. To jest najlepszy sposób na uśmiech dziecka. Zawsze planując sesję rodzinną, najpierw pytam, w jakim wieku są dzieci i wtedy wiem jak planować długość sesji.
W plenerze czasem zdarza się, że musimy trochę pobiegać za małymi modelami. Takie ujęcia są jednymi z najlepszych!
A jak jest z dorosłymi?
Bywa różnie. Nie wszyscy są gotowi na zdjęcia w chwili, gdy włączam aparat.
I co wtedy?
Rozmawiamy. Lubię rozmawiać, a rozmowa sprzyja nawiązywaniu kontaktu z osobą fotografowaną. Zdarzają się jednak osoby, które tego nie lubią. Każdy człowiek jest inny, więc zawsze staram się wyczuć, kiedy przestać „gadać”. Często największą trudnością jest to, aby wyczuć swojego modela lub modelkę – odgadnąć, czego potrzebuje w trakcie sesji.
Czy efekt sesji fotograficznej zawsze zadowala klientów? Czy mają problem z wyborem zdjęć?
Zazwyczaj wykonuję sporo ujęć i wysyłam klientom zdjęcia do wyboru. Dzięki temu mogą wybrać te, które podobają im się najbardziej. To ułatwia sprawę. Czasem jest tak, że ich wybory pokrywają się z moimi, a czasem są to kompletnie inne ujęcia, niż ja bym wybrała. Wynika to z tego, że patrzę na szczegóły techniczne zdjęcia, a klient wybiera po prostu te fotografie, na których podoba się sobie najbardziej.
Dlatego uważam, że taki system wyboru najlepszych ujęć jest optymalny. Przy selekcji wstępnej odrzucam zdjęcia niepoprawne technicznie, a ostateczną decyzję podejmuje klient. O tym też można przeczytać na Instagramie.
Jaki jest klucz do dobrego ujęcia? Kiedy wiesz, że to jest TO; że właśnie teraz masz pstrykać?
Trudno powiedzieć, bo przy każdej osobie jest inaczej. Często jest tak, że gdy fotografuję pocałunek pary, to mówię „trzymajcie, trzymajcie, trzymajcie buziaka i teraz puszczamy” i w tym momencie wybucha spontaniczny śmiech. To jest moment totalnego luzu – oni myślą, że ja już skończyłam robić zdjęcia, a tak naprawdę właśnie o ten moment mi chodziło. Uśmiechają się do siebie szeroko. Jest wesoło i na luzie – po prostu naturalnie. Przy sesjach kobiecych najlepsze zdjęcia powstają podczas rozmowy. Rozmawiamy, śmiejemy się i nagle widzę doskonałe ujęcie naturalnego, niewymuszonego śmiechu. Jeszcze inaczej wygląda sesja noworodkowa. Najlepsze zdjęcia robi się wtedy, gdy dziecko śpi.
Czyli największą trudność sprawia naturalny uśmiech?
Chyba tak. I może nawet nie uśmiech, a śmiech. Wbrew pozorom rozśmieszenie 7-8-latków to bardzo duże wyzwanie. Zwykłe „uśmiechnij się” działa wręcz odwrotnie. Tak jak już wcześniej wspomniałam, najlepiej sprawdza się pomoc rodziców, bo rodzice wiedzą, co ich dziecko rozśmieszy. Czasem łatwiej jest na sesjach w plenerze, gdy dziecko znajduje się w otoczeniu przyrody, w środowisku sprzyjającym zabawie. Ale tam też śmieszne miny lub śmieszne teksty – robione za moimi plecami – są niezbędne. Ważne jest to, żeby rodzice znajdowali się za mną lub bardzo blisko mnie. To są bardzo szczegóły.
Czy to oznacza, że wolisz sesje plenerowe?
Do niedawna wolałam zdjęcia plenerowe. Wynikało to z tego, że w poprzednim studio miałam bardzo mało przestrzeni. To był „bardziej” gabinet psychoterapeutyczny mojej mamy niż moje studio. Musiałam włożyć więcej pracy w obróbkę graficzną, ale i w „zagospodarowanie terenu” (uśmiech). Nie było łatwo pomieścić się ze wszystkimi akcesoriami. Teraz, gdy mam już większe studio, zdjęcia plenerowe i studyjne sprawiają mi taką samą przyjemność.
A Twoi klienci wolą plener czy studio?
Z tym też bywa różnie. Są klienci, którzy chcą tylko plener, ale są też tacy, którzy biorą pod uwagę sesję tylko w studio, bo… martwią się np. o pogodę. Mam klientów, którzy przychodzą do mnie kilka razy do roku i raz spotykamy się w studio, a raz w plenerze. Zawsze dostosowuje się do tego, czego oczekuje klient.
Coraz częściej wykonujesz również sesje wizerunkowe i biznesowe. Co jest ważne przy robieniu takich zdjęć?
Sesje wizerunkowe i biznesowe pod względem technicznym nie różnią się od pozostałych. Tak samo, jak przy sesjach rodzinnych, ważna jest stylizacja – najlepiej bez zbędnych ozdobników, aby jak najmniej odwracać uwagę od osoby fotografowanej. Często podpowiadam klientkom, że jeśli wykonują makijaż, może on być troszkę mocniejszy niż zwykle, bo na zdjęciach wygląda to inaczej niż w rzeczywistości.
Jeśli ktoś ma potrzebę może skorzystać z pomocy makijażystki lub fryzjerki, ale nie jest to obowiązkowe. Poza tym warto pokazać na zdjęciach elementy, które kojarzą się z danym biznesem. Fryzjerka może zabrać ze sobą nożyczki i grzebień, animatorka – balony, budowlaniec kask i młotek, a prawnik kalendarz i telefon. Na swoich zdjęciach wizerunkowych zawsze mam aparat w rękach. Oprócz tego, jak zawsze podczas sesji, najbardziej pomaga luz.
Czy klienci przywiązują się do Ciebie?
Tak. To chyba naturalne. Przywiązujemy się do kosmetyczek, fryzjerów, lekarzy – do fotografów również. Mam kilkunastu klientów, z którymi widzę się kilka razy do roku. Z dziećmi już się tak zżyłam, że machamy do siebie na ulicy. Niektóre rodziny są mi naprawdę bliskie. Ci, którzy wracają są dla mnie szczególnie ważni, dlatego specjalnie dla nich wprowadziłam „Kartę stałego klienta”. Po każdej sesji klienci otrzymują naklejkę. Siódma sesja jest bezpłatna.
Gdzie można obejrzeć Twoje fotografie?
Na Facebooku pod nazwą „Olga Świerzbin-Sowulewska Fotografia” oraz „Sowulka Studio” na Instagramie. Tak jak wspomniałam, na Instagramie staram się publikować porady, wskazówki i sposoby, aby jak najlepiej przygotować się na sesję zdjęciową.
Naszemu portalowi Rynek.Pro przyświeca hasło „Lokalni–Profesjonalni”. Jaki powinien być według Ciebie profesjonalny fotograf?
Na swoim Instagramie zamieściłam ostatnio ankietę, w której zapytałam, „co jest najważniejsze przy wyborze fotografa?”. Dałam cztery podpowiedzi, z których największą ilość zebrała kreatywność i podejście do klienta. Dla mnie również jest to decydujące w budowaniu tożsamości firmy.