W 2 lata zmieniła swoje życie, zdobyła nowy zawód, a dziś pomaga ludziom odzyskać życiową energię. Czuła się zmęczona i schorowana, a miała zaledwie 33 lata. Wypróbowała chyba wszystkie modne diety i nic. W końcu postanowiła, że przestanie się odchudzać, zmieni styl życia i znajdzie sposób na siebie. Nigdy nie pomyślałaby, że zostanie trenerką personalną i dietetykiem, która będzie zmieniała na lepsze zdrowie i życie innych ludzi.
O tym jak pasja, zaangażowanie i opieka nad klientem motywuje do aktywności fizycznej i zdrowego odżywiania opowiada Marta Szymak, trener personalny, dietetyczka i właścicielka marki FitPower w Suwałkach.
Twoja przygoda z dietetyką i aktywnością fizyczną rozpoczęła się od tego, że chciałaś zrzucić niepotrzebne kilogramy. Zaczęłaś ćwiczyć. Z czasem przygoda zamieniła się w pasję i pracę. Jak to się stało, że zostałaś trenerką personalną?
Jeszcze kilka lat temu nie przyszłoby mi do głowy, że mogłabym zostać trenerem personalnym. Taki pomysł uznałabym za niedorzeczność. W tamtym czasie miałam nadwagę, źle się czułam i byłam ciągle zmęczona. Nie wiedziałam, dlaczego tak się dzieje.
Pomimo, że przyjmowałam leki, stosowałam różne diety i chodziłam na ćwiczenia, nie potrafiłam schudnąć. W końcu dowiedziałam się, dlaczego tyję wprost proporcjonalnie do wdychanego powietrza [uśmiech].
Zdiagnozowano u mnie m.in. insulinooporność, niedoczynność tarczycy i Hashimoto. Poznałam łotrów, którzy szkodzili mojemu zdrowiu.
Czy ta diagnoza zmieniła coś w Twoim stylu życia?
Na początku myślałam, że prawidłowa diagnoza i leki będą pierwszą połową sukcesu. Druga połowa to dieta i aerobik. Niestety, mimo wysiłku nie potrafiłam schudnąć nawet kilograma. Miałam 33 lata, a czułam się jak stary, zmęczony i schorowany człowiek. Nie miałam na nic siły. Wtedy postanowiłam, że zamiast odchudzania zmienię styl życia.
Odkąd wprowadziłam zbilansowaną dietę redukcyjną, dopasowaną do moich potrzeb i zaczęłam regularnie trenować na siłowni, moje wyniki badań się poprawiły, a hormony ustabilizowały.
Uregulowała się również moja gospodarka węglowodanowa. Dziś, mimo, że mam choroby autoimmunologiczne, czuję się – i wyglądam – jak zdrowy człowiek. To wszystko zawdzięczam aktywności fizycznej i zbilansowanej diecie.
W którym momencie stwierdziłaś, że swój sukces możesz przekuć w pracę zawodową?
Nie wiem, kiedy to było dokładnie. Pamiętam, że nadszedł czas, gdy trening stał się dla mnie terapią – swego rodzaju pozytywnym uzależnieniem. Gdy miałam zły dzień lub źle się czułam, jechałam na siłownię.
Doszłam do wniosku, że nie potrafię żyć bez wysiłku fizycznego. To już był mój styl życia i pasja, a także sposób na rozwój i samodoskonalenie się. Trener, który się mną opiekował, nauczył mnie technik wykonywania ćwiczeń. Miał na mnie plan, ale w pewnym momencie stwierdziłam, że to dla mnie za mało.
Zaczęłam czytać o anatomii, treningach, dietach i odżywianiu. Informacje o chorobach i schorzeniach zbierałam już lata wcześniej, ponieważ próbowałam zrozumieć mechanizmy i zaburzenia mojego własnego organizmu.
Uprawnienia trenera zdobyłam w 2020 roku. Najpierw zrobiłam je wyłącznie dla siebie. Z tyłu głowy miałam myśl, że w przyszłości będę chciała pracować w tym zawodzie. Zanim zaczęłam pracę z ludźmi, musiałam być w stu procentach pewna, że mam wystarczająca wiedzę.
Najgorsze, co może zrobić trener personalny, to lekceważyć naukę i wiedzę. Trener personalny musi być odpowiedzialny i musi wiedzieć co należy robić. Ignorant, prędzej czy później wyrządzi komuś krzywdę.
Jak przygotowywałaś się do rozpoczęcia zawodu?
Ukończyłam genialny kurs na Akademii Mistrzostwa Sportowego Rekreacji i Turystyki im. Sławomira Szymczaka we Wrocławiu. Zdałam egzamin teoretyczny i praktyczny. Potem zapisałam się na roczny kurs dietetyki i zdobyłam uprawnienia technika dietetyka.
Praktyka przyszła wraz z teorią. Moi znajomi zauważyli, że lepiej się odżywiam, dużo lepiej wyglądam; że ćwiczę; że wiem co z czym łączyć. Obserwowali mnie. Kolejne osoby zaczęły się do mnie odzywać z prośbą o konsultacje dietetyczne i treningi. Zadowoleni klienci zaczęli mnie polecać innym osobom. I tak się to zaczęło.
Okazało się, że moi podopieczni mieli coraz lepsze efekty i byli zadowoleni ze współpracy.
Cieszy mnie pomaganie innym, cieszą mnie nawet najmniejsze sukcesy moich podopiecznych, bo wiem jakie to dla nich ważne. Doskonale ich rozumiem. Nie tak dawno byłam w tym samym miejscu. Poza tym nieustannie się doszkalam.
Czytam artykuły medyczne o żywieniu, książki o programowaniu treningowym oraz korzystam z bardzo dobrych kursów na platformach e-learningowych przeznaczonych dla trenerów i dietetyków. Wiele rozwiązań wypróbowuję na sobie. W tym roku planuję podjąć studia podyplomowe z dietetyki klinicznej.
Wracając do sukcesów – kiedy dostrzegłaś, że Twoi klienci są zadowoleni i sami zauważają swoją przemianę?
Zauważyłam to dość szybko. Osoby, które prowadziły siedzący tryb życia, potwierdzały, że lepiej się czują, np. przestają im dokuczać bóle pleców i stawów. Wzmacniali mięśnie całego ciała i nie odczuwali już tak bardzo negatywnego wpływu pracy biurowej. Mieli więcej energii przy codziennych obowiązkach. Dziewczyny, które zaczynały od podnoszenia 1-2-kilogramowych hantli, po dwóch miesiącach dźwigały 20-30 kilo.
Chciałabym mocno podkreślić, że nie zawsze chodzi o utratę kilogramów. Najważniejszy jest większy komfort życia, większa energia, lepsza sprawność, poprawa samopoczucia psychicznego. Owszem – kult ciała jest teraz wszechobecny, ale to nie do końca o ciało chodzi. Przede wszystkim każdy chce się czuć dobrze sam ze sobą – być z siebie dumny.
Marta Szymak – trener personalny – ćwiczy siłowo. Czy taki rodzaj treningu zalecasz wszystkim podopiecznym – kobietom i mężczyznom?
Tak. Trenuję głównie siłowo, ale łączę te ćwiczenia z treningami cardio, typu orbitrek, bieżnia lub z treningiem na świeżym powietrzu, gdy pozwala na to pogoda. Przy dobrej pogodzie warto wyciągnąć rower oraz buty do biegania [uśmiech]. Treningi dostosowuję zawsze indywidualnie do osoby, która przychodzi po pomoc. Najczęściej włączamy trening siłowy, ale są też ćwiczenia interwałowe i aerobowe – aktywność, której celem jest spalenie tkanki tłuszczowej.
Jeżeli przychodzi do mnie osoba bardzo szczupła, koncentrujemy się na budowaniu tkanki mięśniowej. W takim przypadku zalecam odpowiedni trening z ciężarami i oczywiście bardziej kaloryczną dietę.
Kobiety mają często pewne obawy przed treningiem siłowym…
Rzeczywiście. Kobiety podchodzą do nich niechętnie, z dystansem. Odczarowuję trening siłowy, bo uważam, że nie ma lepszego zabiegu modelującego i ujędrniającego ciało. I żaden zabieg w gabinecie, nie da tego samego efektu, co trening. Moje podopieczne trenujące siłowo zauważają, że pięknie kształtują się im ramiona, poprawia się wygląd pupy – staje się bardziej jędrna, elastyczna – to dla kobiet bardzo ważne. Zwracają też uwagę na poprawę jakości skóry na ciele, znika cellulit.
Jakich ćwiczeń obawiają się najbardziej?
Zauważyłam, że kobiety obawiają się np. wyciskania na klatę. Panuje taki mit, że gdy kobieta wyciska ciężary, zrobi się z niej facet. To oczywiście bzdura! Uważam, że trening na klatkę pomaga utrzymać biust we właściwym miejscu np. gdy chudniemy z dużego rozmiaru.
Wielu trenerów się nie zgodzi, bo biust to przecież tkanka tłuszczowa, ale trzeba pamiętać, że kobiety też mają mięśnie piersiowe. Wzmacniając te mięśnie poprzez odpowiedni trening klatki piersiowej, dbamy również o biust. Owszem, kondycja biustu przy odchudzaniu zależy też od naszej genetyki i jakości skóry, ale ćwiczenia siłowe biustowi nie szkodzą. Sama jestem tego najlepszym przykładem. Zrzuciłam kilkanaście kilogramów wyciskając ciężary i… nie przypominam faceta [uśmiech].
Gdy zaczynałaś ćwiczyć, nie miałaś kondycji, nie byłaś zadowolona ze swojego wyglądu. Opowiedz o swoich treningach. Jak było na początku? Kiedy zauważyłaś pierwsze efekty ?
Trochę musiałam na to poczekać. Głównie z tego powodu, że miałam zaburzony metabolizm z powodu choroby tarczycy i problemów z gospodarką węglowodanową. Choroby autoimmunologiczne, takie jak Hashimoto czy insulinooporność hamują proces odchudzania.
Pierwsze, widoczne efekty zauważyłam po 8 tygodniach. Po tym okresie spadły pierwsze centymetry z talii, brzucha i ud. Wtedy pojawiała się większa motywacja, bo nie ukrywam, że te pierwsze tygodnie były ciężkie, by się zmobilizować. Po prostu zaciskałam zęby i jechałam na trening, chociaż wiedziałam, że lekko nie będzie [uśmiech].
8 tygodni to jednak dość długo jak na pierwsze efekty. Nie demotywowało Cię to? Większość osób chce efektów tu i teraz.
Jeżeli ktoś jest zdrowy i nie ma żadnych chorób i zaburzeń, to ubytek w kilogramach i w centymetrach pojawia się znacznie szybciej. Jeżeli do regularnej aktywności fizycznej dodamy zbilansowaną dietę to u zdrowych osób już w pierwszym tygodniu widać spadek masy ciała w granicy do 1,5 kg. Jest to normalny, zdrowy spadek masy ciała. Co oznacza, że zdrowa osoba w ciągu pierwszego miesiąca może stracić 4 – 5 kg.
Czy sama dieta wystarczy, żeby schudnąć?
Każdy organizm jest inny. Są osoby, którym wystarczy dieta – deficyt kaloryczny, niepodjadanie między posiłkami i spacery. Ale są też osoby, takie jak ja, na które sama dieta nie działa. Miałam wrażenie, że gdy jestem tylko na diecie, nic to nie daje. Po jakimś czasie już wiedziałam, że muszę ćwiczyć. Dlatego każdego klienta traktuję indywidualnie – i w kwestii diety, i w kwestii treningu.
Powiedz, czy w diecie odchudzającej zawsze chodzi o kalorie? Czy ważne jest to, co się je?
Chodzi głównie o świadomość zdrowego odżywiania. Chodzi o to, żeby jeść dobre produkty, dobre jedzenie. Jeżeli ktoś lubi podjadać słodycze, to w pierwszej kolejności eliminujemy je z diety. Słodycze zawsze gubią, a do tego uzależniają. Na początku drogi ku zdrowiu trzeba z nich zrezygnować i zastąpić je zdrowymi przekąskami. Można samemu przygotowywać pyszne fit-słodycze.
Ludziom dieta kojarzy się z czymś trudnym i rygorystycznym – z wyrzeczeniami. Dlatego warto mieć dobrze dobraną dietę dostosowaną do indywidualnych potrzeb i preferencji. Taka dieta odchudza, a jednocześnie dobrze smakuje – wtedy małe wyrzeczenia nie są takie straszne. A jeśli ktoś je to, co lubi, a centymetry i kilogramy znikają, tym bardziej nie będzie miał wrażenia, że jest na jakiejś diecie [uśmiech].
Zawsze warto zamienić niektóre produkty na zdrowsze, np. jasny chleb na ciemny, słodkie napoje na wodę lub lemoniadę – ale taką domową, tłuste smażenie w głębokim oleju na pieczenie w piekarniku, gotowanie na parze, lub smażenie bez tłuszczu na dobrej patelni.
Po jakim czasie od wprowadzenia u siebie zdrowych nawyków żywieniowych byłaś zadowolona ze swojego wyglądu i pomyślałaś sobie, że było warto?
Myślę, że po pierwszych 9 miesiącach. Zaczęłam pracę nad sobą w marcu. Przez 9 miesięcy byłam na ścisłej diecie. Byłam tak mocno zdeterminowana i zdyscyplinowana, że przez ten okres nie ruszyłam nic spoza mojej rozpisanej diety. Po 9 miesiącach mój rozmiar ubrań zmniejszył się o 4 rozmiary. Ubyło mi dziesiątki centymetrów z całego ciała i już wtedy byłam zadowolona z efektu.
Czyli 9 miesięcy to czas, w którym można osiągnąć wymarzoną linię?
Można, ale trzeba być też dla siebie wyrozumiałym, wsłuchać się w siebie, dać sobie czas. Zawsze powtarzam, że najlepiej kierować się zasadą „róbmy formę na lata”, a nie – „róbmy formę do lata” [uśmiech].
Nie da się być w rewelacyjnej formie przez cały rok. Jesteśmy tylko ludźmi, trafiają się nam kontuzje, choroby, jakieś nieprzyjemne okresy w życiu, czy po prostu spadek nastroju. Wszyscy mamy też swoje obowiązki, dzieci, rodzinę. I czasem po prostu nie jest łatwo. Mój przypadek jest tego najlepszym przykładem.
Pracowałam 9 miesięcy nad zmianą sylwetki osoby z nadwagą do fajnie wyglądającej kobiety. Ale tak naprawdę moja cała przemiana trwała 3 lata i trwa nadal. Przez ten okres też przechodziłam przez różne etapy. Były lepsze i gorsze momenty.
Pod koniec zeszłego roku w kluczowym dla mnie momencie – w trakcie przygotowań do zawodów – obszerna kontuzja, a później ciężka choroba wyłączyły mnie z treningów na 2 miesiące. To był moment, w którym stwierdziłam, że chcę odpocząć.
Zmieniłam na chwilę swoje plany, ale wracam silniejsza niż wcześniej. To, co się nam nie udaje, należy uznać jako lekcję, nie porażkę. Praca nad ciałem to praca na całe życie, nie na jeden sezon.
Hasło przewodnie Rynku.Pro to „Lokalni–Profesjonalni”. Powiedz czym jest dla Ciebie profesjonalizm?
Profesjonalna jestem wtedy, kiedy robię coś dobrze i czuję się w tym dobrze. A czuje się dobrze, gdy jestem do tego przygotowana. Samo wykształcenie i zdobyta wiedza to jednak nie wszystko.
Wiem, jak tworzyć skuteczne plany treningowe i jak chronić swoich podopiecznych przed kontuzjami. Potrafię układać skuteczne diety, ale nadal jest wiele rzeczy do nauczenia, dlatego zdobywam nową wiedzę.
Profesjonalizm wyraża się również w empatii. Bez niej nie wychodzę na trening z klientem [uśmiech]. Dokładam jeszcze odpowiednie nastawienie i 100% zaangażowania. Wiem, że moja postawa wpływa na postawę innych. Dlatego słucham, motywuję, wspieram i rozbawiam. Tak jest wszystkim nam łatwiej, zwłaszcza, gdy przed nami wielkie wyzwanie.